Quantcast
Channel: GAMEMAG.PL » Ubisoft
Viewing all articles
Browse latest Browse all 18

Sam pracuje na czarno – recenzja Tom Clancy’s Splinter Cell: Blacklist

$
0
0
tom_clancys_splinter_cell_blacklist_game-1920x1080

Są gry, których jestem zdecydowanym fanboyem i się tego nie wstydzę. Do takich gier należą Prince of Persia, Civilization, Wiedźmin oraz właśnie Splinter Cell. Kocham skrywać się w cieniu, czekać na ofiary i czuć się panem życia i śmierci. Teraz ponownie tak się poczułem. I znowu kocham serię. Od nowa. Jeszcze mocniej.

Płakałem trochę po Conviction. Był dla mnie zbyt szybkim krokiem w kierunku dynamicznej gry akcji. To było jak wyjście z gorącego prysznica wprost do chłodni. Ciągle chciałem bawić się w cieniu i cichutko skradać za plecami wszystkich wrogów, a nie ogłuszać jednego, zaznaczyć resztę, wbiec w środek i strzelić wszystkim headshoty w środek czaszki. Tak właśnie wyglądała rozgrywka w Conviction. Zbyt szybka, zbyt lekka, zbyt mało skradankowa. Dlatego długo czekałem, aż Ubisoft wróci na łono chowania się do cienia długiego wyczekiwania. I doczekałem się. Blacklist jest powrotem do skradania na skalę 2013 roku.

Właściwie od samego początku popełniam jeden, podstawowy błąd. To nie jest Splinter Cell: Blacklist, lecz Tom Clancy’s Splinter Cell: Blacklist. Dlaczego o tym wspominam pomijając fakt, że nazwisko w tytule brzmi zawsze bardzo zabawnie (Ronaldo Freestyle. lol)? Otóż fabuła ponownie jest mocnym plusem gry, a przecież Tom już dawno sprzedał się Ubisoftowi wraz z kalesonami i to on odpowiada za scenariusze do gier sygnowanych jego nazwiskiem. Tym razem nie bierzemy udziału w problemach życiowych Sama (czego trochę szkoda, bo podobała mi się fabuła w poprzedniczce) i ponownie wracamy na łono Eszelonu – teraz już czwartego. Wraz z naszą starą znajomą, panną Anna Grímsdóttir, specem od komputerów – Charlie Coleem oraz pomocnikiem w akcji Isaaciem Briggsem stawimy czoła terrorystom o dumnej nazwie Inżynierowie. Stworzyli oni tytułową Czarną Listę, czyli serii ataków na Stany Zjednoczone. Robią to, aby rząd USA wycofał wszystkich swoich żołnierzy z obcych krajów. Oczywiście nietrudno domyślić się jak skończy się cała historia. Jest trochę sztampowo, ale to jest właśnie słodkie. Mnie grało się miło i do końca byłem trzymany w lekkim, ale zawsze, napięciu.

 

Grim. Ubisoft by nie wytrzymał, gdyby nie zrobił z niej laski.

Przede wszystkim chcę powiedzieć, że Blacklist jest śliczny. Jak Conviction, tylko lepiej. Każdy szczegół, ściana, pyszczek tego wrednego psa jest piękny. Jedynie tekstury roślin lub niektórych powierzchni płaskich (czyt. podłoża) są wykonane dość niefortunnie, jednak całość prezentuje się bardzo ładnie. Może to dlatego, że większość czasu i tak spędzam w miejscach, gdzie nic nie widać, ale tak czy inaczej bardzo mi się podoba styl jaki został tu zaprezentowany. Tak samo animacje. Splinter Cell zawsze był dla mnie sporym wzorem jeśli chodzi o ruchy postaci. Każdy krok wykonywany przez Sama był bardzo naturalny i lekki. Rytmiczne naciskanie przycisku ruchu do przodu nie wywoływało u naszego agenta kociokwiku i lewitacji w poprzednich częściach, lecz krok stawiał powoli i bardzo realistycznie. Tutaj coś się popsuło i gdy co chwilę naciskamy przycisk ruchu Sam lekko podskoczy i ruszy kawałek dalej. Szkoda, bo kochałem patrzeć na te kocie ruchy.

Lecz to nie znaczy, że w grze nie ma co oglądać. Co chwilę lądujemy w różnych miejscach świata. Raz skoczymy do słonecznego Egiptu, aby później wyruszyć do młynu w Londynie a skończyć w Stanach, przez co nie zawsze jest możliwe używanie ciągle tych samych stylów rozgrywki. Np. na słonecznym bliskim wschodzi, wśród otwartej przestrzeni, dzieżko mi było zostać całkowicie niezauważony z powodu małej ilości osłon i cienia. Różnorodność cieszy, choć nadal brakuje mi misji, które tak kochałem w poprzednich częściach – typowych, domowych akcji nocnych w dużych budynkach. Wtedy czułem się jak władca ich wszystkich, biednych ochroniarzy. Mogłem przejść niezauważony lub pozabierać im życia bez śladu. Tutaj tego trochę brak. Oczywiści – można przejść całkowicie bez alarmu wroga (co jest najbardziej punktowane) jednak to już nie jest tak emocjonujące oraz jest trudne. tylko kilka razy udało mi się to osiągnąć. Resztę przypadków wykonywałem w stylu pantery.

Splinter_Cell_Blacklist_1

Mirawa. Kolejny przystanek przed atakiem w USA.

Skoro jesteśmy przy stylach rozgrywki. Są ich trzy. Duch, pantera oraz szturmowiec. Każdy z nich punktowany jest inaczej i nagradza za inne akcje. Punkty ducha otrzymujemy pozostając niezauważony czy ogłuszając przeciwników znienacka. Pantera to również pozostanie bez wykrycia lecz polega na zabijaniu przeciwników. Szturmowiec natomiast to typowa sieczka, otwarta walka, granaty oraz inne zabawki. Gracz może dowolnie wybrać jak będzie grał i to w trakcie rozgrywki. To, że pierwszego przeciwnika zabił w otwartej walce nie oznacza, że przy następnej arenie nie będzie mógł ich wszystkich obejść. Wszystko to sprawdza się bardzo dobrze w praktyce. Poza sytuacjami, gdzie irytowałem się, ponieważ nie miałem innego wyjścia jak otwarta walka czułem się panem własnej woli i podejmowałem decyzje jakie ja chce, a nie tak, jak chcieli twórcy. Sam nie jest tak całkiem Sam (suchar musiał być). Ma ze sobą swój kombinezon, który tak jak resztę sprzętów może modyfikować, oraz rozmaite zabawki pokroju wabika, kamerki czy latającego drona. Cały ten arsenał, przeróżne bronie oraz gadżety koniec końców są tylko sztuką dla sztuki, ponieważ grę można przejść bez problemów z podstawowym oprzyrządowaniem, co i tak się chwali, jednak Fisher w wersji Pro to prawdziwy zabijaka i aż przyjemniej jest nim zabijać.

Poza misjami głównymi są akcje poboczne. Opierają się one głównie na schemacie zabij wszystkich wrogów w pobliżu, przejdź do następnego etapu, zrób to jeszcze raz lub przetrwanie fal przeciwników. Te drugie rozwiązanie jest dla mnie największym zaskoczeniem oraz najsłabszym punktem rozgrywki. Nie jara nie Sam w wersji Gears of War. Jest to co najmniej słabe i ten punkt po prostu olałem. Reszta zadań pobocznych jest miła i ciekawa. Dobra odskocznia od zwykłych zadań.

splinter_cell_blacklist-19

Nowa zabawka – kusza.

Został jeszcze multiplayer oraz co-op, lecz ze względu na to, iż multiplayer w Splinter Cellu był dla mnie zawsze czymś złym włączyłem go może raz, aby sprawdzić, czy nadal mam do niego taką nienawiść – owszem, mam. Dlatego w ogólnym podsumowaniu nie biorę tych czynników pod ocenę (tak, nie mam z kim grać..)

Podsumowując: Blacklist jest Splinter Cellem na miarę obecnego roku. Pogodziłem się już ze zwiększoną dynamiką oraz przebolałem brak Michaela Ironsidea (albo jeszcze nie!). To jest gra, którą oczekiwałem po Conviction. Skradanka, która może być czym zechcesz w każdym momencie. To Ty możesz zdecydować czy chcesz być duchem czy szturmowcem. I tego gratuluje Ubisoftowi. Zrobili grę dla wszystkich tak, aby podobała się wszystkim. Ja jestem ponownie kupiony, znowu po ciemku chodzę zgarbiony oraz kupiłem czarne leginsy.

The post Sam pracuje na czarno – recenzja Tom Clancy’s Splinter Cell: Blacklist appeared first on GAMEMAG.PL.


Viewing all articles
Browse latest Browse all 18

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra