Wyznacznikiem dobrego RPG-a jest dla mnie poczucie uczestniczenia w przygodzie. Opuszczając miasto, muszę mieć świadomość, że prędko tu nie wrócę, a każdy ruch musi być rozważny i przemyślany. Nie wiedząc, co czai się za rogiem, ostrożnie zmierzam ku celowi misji po chwałę, sławę i bogactwo. Pomimo kilku wad i niedopracowań, najnowsze Might & Magic X: Legacy zabrało mnie właśnie na taką wyprawę. To z pewnością jest jeden z tych „erpegów”, który uruchomi naszą wyobraźnię, wciągnie i nie będzie chciał wypuścić. Zdaję sobie sprawę, że jedni się nią zachwycą, drudzy natomiast znienawidzą, ale taka już jest specyfika gatunku gier turowych. Do tego dochodzi poruszanie się po kwadracie, które wzbudziło wiele kontrowersji. Biorąc pod uwagę wczesny dostęp trwający od sierpnia, chyba jestem ostatnim, który ma okazję recenzować tę grę, ale ciężko jest znaleźć czas na tak długą produkcję. Jej ukończenie ze wzmożoną, ale jeszcze nie 100% eksploracją, zajęło mi około 40 godzin i nie mogę sobie odpuścić, by nie napisać o niej kilku zdań. Może być lekko chaotycznie, ale w końcu jest sporo do opowiedzenia.
Fabuła i zadania
Nie ma się co oszukiwać, dobrze nie jest. Sztampowo i po łebkach. Jako czwórka poszukiwaczy poproszeni jesteśmy o dostarczenie prochów naszego mentora Owena do Karthalu głównego miasta półwypsu Agyn. Dostać się do Karthalu nie będzie jednak łatwo, gdyż trwają tam polityczne przewroty i samo miasto zostaje zamknięte. Szybko okaże się, że za tym wszystkim stoją większe siły niż przydrożni bandyci czy podżegacze. W trakcie rozgrywki pojawią się jakieś zwroty akcji, ale nic na tyle spektakularnego byśmy przestali wykonywać zadania poboczne i pędzili ku poznaniu głównego wątku.
Nasza przygoda zaczyna się w Sorpigal (brzmi znajomo?). Ot, zwykła portowa mieścina, w której wiedzie się spokojne życie i nie ma za dużo pracy dla poszukiwaczy przygód. Wychodząc z portu, spotykamy niejakiego Dunstana, rzekomego emerytowanego awanturnika, który z wielką uprzejmością oprowadzi nas po mieście. No cóż, chyba nie ma nikogo, kto już wtedy zorientowałby się, że jest to najistotniejsza postać fabularna. Trafiamy do strażnicy, w której dostaniemy swoje pierwsze zadanie. Kapitan garnizonu widząc, że jesteśmy „świeżakami”, misje wydaje nam z dystansem, ale zapewnia, że nie jest to zadanie tak głupie jak wybijanie szczurów w piwnicy, dlatego wysyła nas do studni, by zabić mieszkające tam pająki. Na całe szczęście możemy liczyć na pomoc, a na końcu tunelu, jak się okazuje dawnym szlaku przemytników, czeka na nas pajęcza królowa, która jest jednym z wielu bossów skazanych w toku gry na wylądowanie pod naszym toporem.
Pozwoliłem sobie opowiedzieć o tym zadaniu, gdyż właśnie tak wygląda większość questów, które będziemy wypełniać. Przynieść albo ubić, a nagroda lub postęp fabularny wędruje w nasze ręce. Czy to minus? Wydaje mi się, że nie. Mimo wszystko, nie dotknęła mnie jakaś nuda czy rutyna. Od czasu do czasu uraczeni zostaniemy jakimś innym obowiązkiem np. eskortą czy wykazaniem się wiedzą na temat półwyspu Agyn. Według mnie odczucia względem fabuły wynikają z tego, że postacie tylko słuchają, nie ma burzliwych kwestii, nie trzeba podejmować dialogowych decyzji. W tego typu grach zawsze prowadzi to do spłycenia i braku związania z historią, ale znów pozwolę sobie zaznaczyć, że nie uważam tego za minus – „sorry taki mamy gatunek”. Na wyróżnienie zasługuje zabieg widoczny po zakończeniu, a konkretnie małe rozliczenie z naszych decyzji w trakcie gry, który pokazuje jak potoczyły się dalsze losy niektórych postaci.
Drużyna, klasy i postacie
Kierowany doświadczeniem z innych tytułów, chociażby M&M VI: Mandate of Heaven (którego wspomnienie możecie przeczytać tutaj) miałem w głowie zarys tego jak powinien wyglądać dream team. No i jak zwykle okazało się, że mam jeszcze mleko pod nosem. I choć udało mi się ukończyć grę moją początkową drużyną, to muszę przyznać, że do ideału było jej daleko. Dziesiątka oferuje nam standardowy podział na rasy i klasy. Rasy: ludzie, elfy, krasnoludy, orki. Z klasami jest trochę ciekawiej, ponieważ w zależności od danej rasy, są lekko zmodyfikowane. Wojownicy w przypadku orków będą zwyczajnymi siepaczami, w przypadku krasnoludów obrońcami, a krzyżowiec do mistrzostwa w posługiwaniu się mieczem chętnie dorzuci magię światła. Każda z ras ma swoje trzy klasy, mamy więc do dyspozycji 12 klas, z której każda w trakcie rozgrywki awansuje na drugi poziom i tak mag stanie się arcymagiem, a zwiadowca tropicielem. Idąc dalej tropem liczb mamy: 7 biegłości w posługiwaniu się bronią, 7 szkół magii i 11 umiejętności, które opisane są jako różne, a znajdą się tam między innymi uniki, wzmacnianie magii, wytrzymałość i biegłość w pancerzu. Nie jest tego za dużo, a w trakcie rozgrywki zdobędziemy tyle poziomów, że spokojnie wyszlifujemy sobie wszystkie umiejętności. Tutaj właśnie brakowało mi trochę poczucia takiej niepewności, rozważnego wydawania punktów, bo nie wiadomo, co dalsza cześć gry pokaże. Podobnie rzecz się ma jeśli chodzi o atrybuty. Ogólnie mamy sześć atrybutów, jednak tak naprawdę w zależności od klasy będą maksymalnie cztery, no bo przecież siepaczowi nie jest mana do szczęścia potrzebna. Myślę, że można było pokusić się w tym elemencie o jakieś urozmaicenie i rozszerzenie, żeby kolejny zdobyte poziomy sprawiały jeszcze więcej frajdy.


Toporem, łukiem czy ogniem go? – walka
Walki to tak naprawdę jakieś 80% Might & Magic X: Legacy. To właśnie taktyczne, a zarazem nieprzewidywalne pojedynki mają być jej siłą. Nie raz miałem sytuacje, w których jeden cios krytyczny decydował o przebiegu i wyniku walki. Nie wiem czy to za sprawą mojej drużyny, czy taktycznych umiejętności, ale każda walka była dla mnie wzywanie. Przemierzając wąskie i kręte korytarze, w których wrogowie pojawiają się znikąd, trzeba ciągle pilnować poziomu życia i many. Na szczęście mam w nawyku robienie częstych quick save-ów (łącznie z autosave’ami zrobiłem 870 zapisów) i z F5 jestem za pan brat, dlatego nawet po przegranej nie traciłem wiele.
Legacy jest zdecydowanie bardziej Magic niż Might, w mojej drużynie całą obrażeniową robotę wykonywał mag swoimi obszarówkami. Przy odrobinie szczęścia udawało się wycinać wrogów całymi falami. Zadaniem reszty była obrona, tudzież okazjonalne zadawanie szkód. Niewątpliwe najsłabszym ogniwem okazał się dystansowiec, który bardziej przeszkadzał niż pomagał. Bardzo rzadko zdarza się, by walka toczona była na dystansie, ale nawet jeśli do tego dojdzie, to obrażenia magiczne są zdecydowanie większe niż te zadawane nawet z najlepszego łuku.
Przeciwników specjalnych jest sporo i na ogół opatrzeni są jakimiś specjalnymi umiejętnościami. W pierwszej większej misji przyjdzie nam się zmierzyć z Mamushim – nagą, który uderzeniem potrafi zrzucić nas ze szczytu latarni morskiej, co skutkuje natychmiastowym zgonem. Z bólem serca muszę też przyznać, że w tej grze stoczyłem swoją najgłupszą walkę w historii gier RPG. Przeciwnikiem był bliżej nieokreślony Kryształowy Pająk, posiadający zdolność zadawania dość sporych obrażeń dystansowych, teleportacji i więzienia w magicznej klatce. Aby uniknąć obrażeń wystarczyło zejść z linii ataku, wtedy pająk nie podejmował już żadnych prób tylko cierpliwe czekał na obijanie. Za pomocą teleportacji od czasu do czasu przemieszczał się w inne miejsce, kompletnie od czapy, by dalej czekać na nasz miecz. Czasem więził nas w wyżej wspomnianej klatce co nie wiązało się z żadnymi konsekwencjami, wystarczyło ją zniszczyć, a przeciwnik i tak nas w tym czasie nie podejmował żadnych akcji. Dlaczego najgłupsza? Bo ów pająk był fajnie zaprojektowany i walka według jego zasad mogłaby być arcytrudna i wymagająca, jednak wyszło zupełnie bez sensu.
Nie wróżę też przyszłości drużynie, w której nie będzie przynajmniej jednej osoby potrafiącej chociaż w najmniejszym stopniu leczyć i rozpraszać magię. Oczywiście są zwoje zaklęć i mikstury, ale nieprzytomną postacią nie możemy wykonać żadnych czynności, dlatego potrzebny jest ktoś kto przy pomocy magii będzie mógł postawić na nogi całą drużynę. Duża rolę odgrywają też czary zwiększające odporność na daną szkołę magii, której tak wiele jest w świecie Ashan.
Zawiodłem się jeśli chodzi o broń i wyposażenie. Nie wliczając reliktów, o których opowiem później uważam, że twórcy w tym aspekcie poszli na łatwiznę. Lubię czerpać przyjemność z kolorowych przedmiotów, które czynią moje postacie niezwyciężonymi. W dziesiątce niestety tego zabrakło. Większość znalezisk jest po prostu bezpłciowa i ląduje w sklepie. Prawdę mówiąc czasem nawet nie sprawdzałem czy znaleziony przedmiot jest lepszy od obecnego, bo jeśli nawet tak było to zapewne minimalnie i bez wpływu na rozgrywkę. Wizualnie też prezentują się mało spektakularnie i sprawiają wrażenie robionych na jedno kopyto. Podobnie sprawa ma się jeśli chodzi o złoto, szybko stajemy się bogaci, ale niestety nie ma tego złota na co wydać i w efekcie bezsensownie się je odkłada co powoduje, że znalezienie skarbu z ogromną ilością kasy już w pierwszych fazach gry nie wywołuje żadnego wrażenia.
Nie samą walką człowiek żyje – dodatki
Tutaj twórcy świetnie podtrzymali klimat poprzednich części serii. Półwysep Agyn aż pęka w szwach od ukrytych skarbów, kapliczek, ciekawostek, leżysk bestii czy skrzyń, których otworzenie zmusi do pracy nasze szare komórki. Ogromny plus za ten właśnie element, zagadki rymowanki, które stają się jednocześnie kluczem. No, bo cóż to jest? Za mało dla jednego, w sam raz dla dwóch, a za dużo dla trzech. Nie raz zamyśliłem się w pracy nad odpowiedzią, a po przyjściu do domu pędziłem, żeby sprawdzić czy dobrze. Zachęcam tutaj do samodzielnej próby odgadywania, a nie pójścia na łatwiznę i skorzystania z pomocy internetu. Szczególnie, że na niektóre zagadki odpowiedź można znaleźć podczas gry. Na plusa zasługują również wyżej wspomniane relikty czy przedmioty najwyższej klasy i mocy. Znaleziony relikt po założeniu zdobywa doświadczenie razem z nami do max 4 poziomu. Z każdym levelem staje się coraz silniejszy, a my możemy poznać dalszą część jego historii. Sporo frykasów czeka również na tych, którzy lubią sobie poczytać, gdyż księgi i dzienniki porozrzucane są po całym świecie. Często spotkamy się też z odniesieniami do poprzednich części serii, które z pewnością wywołają wspomnienia i uśmiech na twarzach wiernych fanów.
Oprawa audiowizualna
Miło słyszeć, że za tak sympatyczne i fajnie zrobione intro odpowiadają Polacy. Wszystkie rysunki i grafiki wyglądają w grze naprawdę dobrze i cieszą oko. Gorzej z resztą, często spotkamy się z jakąś kompletną pikselozą, która zakrawa o miniony wiek. Jako usprawiedliwienie możemy wziąć pod uwagę jedynie skromny budżet jakim dysponowało studio Limbic Entertainment. Widać to również po optymalizacji, która naprawdę potrafi miejscami doprowadzić do pasji. Szczególnie podczas zmiany lokacji czy pory dnia doznajemy paskudnego zarywu. Nie można jednak powiedzieć, że podczas rozgrywki nie natkniemy się na ładne widoki, krajobrazy czy ciekawych wizualnie przeciwników. Bardzo irytujący jest ekran wczytywania, który nie dość, że trwa długo to jest nadzwyczaj brzydki. Oprawa audio jest całkiem sympatyczna, mamy zarówno spokojne klimatyczne brzmienia, przy których dobrze się podróżuje jak i lekko przyśpieszone utwory w chwilach niebezpieczeństwa czy zagrożenia. Odgłosy przyrody komponują się z całością. Trochę gorzej wypadły odgłosy naszych postaci, których najzwyczajniej jest mało i po pewnym czasie te same odzywki zaczynają irytować.
Podsumowując, fani Might & Magic rzucili się z zębami na tytuł w dniu premiery i zdążyli przerobić go już wzdłuż i wszerz. Myślę, że podobnie jak ja są zadowoleni z produktu jaki otrzymali od Ubisoftu i akceptują Dziesiątkę jako godnego kontynuatora serii. Nie uważam, żeby było to żerowanie na klasyku. Jeśli ktoś jeszcze nie jest przekonany do specyfiki takiego gatunku, to radzę zaczekać na jakąś ciekawą promocję lub zagrać u znajomego. Jeśli się wkręcicie, to przepadniecie nie tylko w najnowszej odsłonie, ale i chętnie cofniecie się do poprzednich części serii, które pomimo, że są różne to mają wspólny mianownik. Może to tylko urok tytułu i marki Might & Magic, ale na pewno coś w tym jest.
PC
The post Stary duch w nowych szatach – recenzja Might & Magic X: Legacy appeared first on GAMEMAG.PL.